Historia Chin z perspektywy losów dwóch aktorów, swego rodzaju przypowieść o Losie rzucający ludźmi na tle Historii. Także o roli teatru w tradycji Chińczyków, która wraz z nadejściem Rewolucji Kulturalnej zostaje przez nich samych poniewierana tak jak i swymi sławami, którzy jeszcze niedawno byli idolami mas. A wraz ze śmiercią sztuki przychodzi nicość i śmierć jak można się domyśleć po zakończeniu. Reżyser rzuca oskarżycielski ton względem komunistów, który niszczy ludzi, ich indywidualność a także będący wrogi na odmienną orientację seksualną. A tak, bo i o tym opowiada ten znakomity film - o toksycznej miłości z nutką homoseksualizmu koncertowo odegraną przez Leslie Cheunga, Fengyi Zhanga a między nimi dwoma wplątującą się w ten osobliwy trójkąt Li Gong.
"Przez niektórych" - to za mało powiedziane, zważywszy na: http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=25872
Swoją drogą, gdyby w Polsce przeprowadzono podobną ankietę, to wygrałaby pewnie jakaś komedia, "Seksmisja" albo "Sami swoi".
Sprowadzanie problemów Chenga Dieyi do homoseksualizmu jest sporym uproszczeniem, bo to zdecydowanie nie jest kolejne dziełko LGBT.
Faktycznie klimat filmu jest niesamowity. Świetnie ukazana zmieniająca się pozycja opery pekińskiej wraz ze zmianami ustroju i kultury. Leslie Cheunga zagrał bardzo przekonująco osobę dla której opera - teatr to cały świat. Chyba nie do końca odnajdującą sie w realnym świecie, zagubioną.